ŚWIĘCI do Nieba wzięci

ŚWIĘCI do Nieba wzięci
a tak nam bliscy…

Święty Wincenty Pallotti powiedział kiedyś: – W biografiach świętych brakuje mi zawsze jednego rozdziału. Najdłuższego! Jest to rozdział o ich niedoskonałościach.

Jan Bosco tkwił po uszy w kłopotach finansowych. Miał wielu głodomorów do nakarmienia… Pewnego dnia ktoś wyspowiadał się u Księdza Bosko. Po rozgrzeszeniu ksiądz zapytał o ostatnią spowiedź. Mężczyzna pomyślał i powiedział, że przed dziesięciu laty. Don Bosco zawyrokował na to: – To wynosi 10 franków.
– Dlaczego? – zapytał penitent – Myślałem – powiedział – że rozgrzeszenie nic nie kosztuje. – Co? – powiedział zacny kapłan – Pan wiedział o tym? Dlaczego Pan czekał dziesięć lat, żeby się wyspowiadać? – mężczyzna uśmiechnął się i złożył ofiarę na oratorium księdza Bosco.

…dla mnie najważniejszym Świętym jest Wincenty Pallotti
bo jest moim Tatą.
Siostra Monika

Wincenty Pallotti uciekał się czasem do dość ryzykownych i dziwnych sposobów łowienia dusz. Kiedyś w przebraniu starej babiny czuwał całą noc przy młodym człowieku straży obywatelskiej, który tak nienawidził księży, że zagroził każdemu śmiercią, gdyby się odważył u jego łoża zjawić. Pod poduszką miał nabity rewolwer. Ks. Pallotti tak rozbroił czupurnego policjanta, że ten chętnie wysłuchał zbawiennych napomnień i ostatecznie zgodził się na generalną spowiedź.
Innego zatwardziałego grzesznika Ks. Pallotti przysposobił do chrześcijańskiej śmierci… wpychając mu do ust biszkopt za biszkoptem. Chory nie mógł w ten sposób dojść do głosu. Wincenty zaś wykorzystywał czas na głośną modlitwę, przestrogi i błogosławieństwo. Chory pogodził się z Bogiem i umarł szczęśliwy.

Wincenty Pallotti trzebił u kandydatów do SAC, którego był twórcą, każdy przejaw interesowności. Powtarzał z pewną dozą humoru, że niektórym Duch Święty jawi się pod postacią bochenka chleba. Dla takich nie może być miejsca w szeregach jego synów.

…dla mnie ważnym Świętym jest
Brat Albert, Artysta, który swoje spełnienie
po wielu udrękach i poszukiwaniach
odnalazł w Bogu i drugim człowieku.
Zrozumiał, że świat i sława nie wypełnią Jego serca
a jedynie miłość miłosierna może uspokoić
i wypełnić głębokim pokojem ludzkie serce.
Darek

Brat Albert miał pogodne usposobienie, lubił się zdrowo pośmiać. Interesował się wszystkim. Kiedyś przeglądał żurnal mody. Cmokając nad nowymi propozycjami damskiej mody, ten pokutnik w szarym habicie zauważył: – Ta linia jest szlachetna, a fałdy uzasadnione. Harmonię psują tylko bufiaste rękawy…!

Jeden z podopiecznych Brata Alberta okazał się pospolitym złodziejem. Ukradł swemu dobroczyńcy sumę pieniędzy i zniszczył protezę, żeby Brat Albert nie mógł go ścigać ani wzywać pomocy. Po jakimś czasie przyjaciele zjawili się i zastali go ciężko chorego w łóżku. Oburzeni postępkiem złodzieja chcieli wezwać policję, ale Adam Chmielowski zaproponował: – Dajcie nieszczęsnemu człowiekowi spokój, dosyć ciężkości ma biedak, że sobie tym postępkiem sumienie obciążył, nie trzeba mu dodawać nowego wstydy i goryczy!

Bywało, że pijacy dobijali się w nocy do przytułku Brata Alberta. Ten otwierał im pokornie bramę, układał do snu i starannie okrywał, żeby się nie przeziębili. Inni bracia szemrali, że przesadza i łamie przepisy. Brat Albert odpowiadał krótko: – Miłosierdzie ważniejsze niż przepisy!

Brat Albert umierał w straszliwych boleściach, z powodu raka żołądka.
Cierpiał potwornie, ale nie przyjmował niczego, co złagodziłoby jego ból.
Kiedyś przenieśli go bracia z twardego legowiska na wygodniejsze łóżko.
Gdy chory się przebudził, rozgniewał się i kazał stanowczo przenieść się z powrotem na twarde łoże. Pod koniec nie przyjmował żadnego pokarmu.
Umierał z głodu, choć karmił wiele tysięcy potrzebujących.
W pewnej chwili poprosił o papierosa, co obecnych mocno zaskoczyło.
Ostatni żart świętego odbiegał od uświęconych żywotów świętych.
Brat Leon pochłaniał umierającego zdziwionym wzrokiem.
Przełożony zaciągając się dymem, rzekł:
– Ale się brat Leon cieszy, że brat Starszy umiera, a papierosa pali!
Nazajutrz umierający poprzestał na szklance wody. Była to wigilia Bożego Narodzenia. W samo święto, w południe Brat Albert oddał Bogu ducha.

…nie mam jednego ulubionego świętego.
Jan Paweł II już za życia był dla mnie autorytetem.
Jego błogosławieństwo dla naszego małżeństwa
wisi na ścianie – i działa

Był i jest jak dobry Tata, na którego zawsze można liczyć!
Basia

Zapytany o radę jak kochać, Jan Paweł II powiedział:
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie
a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie…

Pewnego razu Karol Wojtyła wybrał się na samotną wycieczkę w góry.
Ubrany sportowo, wyglądał tak, jak wielu innych turystów.
W trakcie wędrówki spostrzegł, że zapomniał zegarka, podszedł więc do opalającej się na uboczu młodej kobiety i już miał zapytać o godzinę, gdy ta uśmiechnęła się.
– Zapomniał pan zegarka, co?
– A skąd pani wie? – zapytał zaskoczony Wojtyła.
– Z doświadczenia – odrzekła. – Jest pan dziś już dziesiątym mężczyzną, który zapomniał zegarka. Zaczyna się od zegarka, potem proponuje się winko, wieczorem dansing…
– Ależ proszę pani, ja jestem księdzem – przerwał jej zawstydzony Wojtyła.
– Wie pan – odpowiedziała rozbawiona nieznajoma – podrywano mnie w różny sposób, ale na księdza to pierwszy raz.

Jedną z sióstr sekretarek, która miała rozpocząć pracę przy przepisywaniu homilii o 9 rano, lecz spóźniła się nieco, kardynał Wojtyła powitał filmowym szlagierem: „Umówiłem się z nią na dziewiątą, tak mi do niej tęskno już…”

Filip Nereusz kochał wszystkich i całował każdego, kogo spotkał.
Wszyscy przyjmowali jego serdeczności z uśmiechem. W Rzymie bowiem rozpowiadano, że dotknięcie Filipa Nereusza leczy reumatyzm.
W 1595 roku zaczął cierpieć na tę dolegliwość papież Klemens VIII.
Jego stan był ciężki. Zawołano Filipa do Watykanu, gdzie godzinami trzymał dłoń papieża w swojej. Gdy zabieg nie poskutkował, wpakował się osiemdziesięcioletni Filip papieżowi do łóżka, położył nań i modlił. Kardynałowie byli przerażeni, ale Klemens VIII wyzdrowiał.

…moją pierwszą miłością jest Święty Franciszek
– On mnie zachwyca, zawstydza ale i pociesza.
Teraz mam wielu przyjaciół w Niebie…
Rita, Mustiola, Tereska, Józef, Karol, Jan Paweł II,
Mateusz, Wincenty , Ks. Blachnicki, Krzysztof…
Zbyszek

Znana jest rozmowa brata Leona ze Świętym Franciszkiem
na temat radości doskonałej. Szli obaj z Perugii do Matki Boskiej Anielskiej.
Franciszek tłumaczył na czy polega radość doskonała, ale robił to dość zawile,
więc brat Leon zniecierpliwiony poprosił:
– Ojcze, proszę Cię w Imię Boże, powiedz jasno na czym polega radość doskonała?
Franciszek pocierał brodę i rzekł:
– Jeśli przemoczeni deszczem i drżący z zimna, zabłoceni i głodni przyjdziemy do Matki Boskiej Anielskiej i zadzwonimy do furty, a furtian przyjdzie i zapyta: Kim jesteście? I na nasze słowa: Jesteśmy dwaj twoi bracia, krzyknie na nas z góry: Co? Dwoma łotrzykami jesteście i włóczycie się po świecie, i zabieracie ubogim jałmużnę. I nie otworzy nam, lecz każe nam stać w nocy w śniegu i wodzie, na mrozie i o głodzie. Jeśli te wszystkie krzywdy i obrazy zniesiemy cierpliwie i bez narzekania, i pomyślimy sobie w pokorze i miłości, że furtian dobrze nas zna, lecz Bóg włożył mu w usta te słowa – zapisz, bracie Leonie – na tym polega radość doskonała.

Siostra Teresa od Dzieciątka Jezus ukochała ubóstwo. Kochała przedmioty najbrzydsze i najbardziej niewygodne. Sama prosiła przełożoną o najstarszą i najbardziej zużytą bieliznę, wszystko, czego inne siostry nie chciały nosić. Polubiła habit, który nie był dopasowany do jej sylwetki. Sandały Teresy były trzy razy łatane, tak, że aż trudno było dostrzec skrawek pierwotnego materiału, z którego zostały zrobione. Podobny stosunek miała siostra Teresa do pożywienia. Zdarzyło się, że potrawa przygotowana w kuchni była niesmaczne, źle przygotowana lub spieczona. Mówiono wtedy: – Nikt tego nie zechce, trzeba to podać siostrze Teresie od Dzieciątka Jezus.

Teresa z Lisieux uważała się za uczennicę Św. Jana od Krzyża. Kiedy jednak przeczytała jego twarde słowa na temat stosunku świętego do swoich najbliższych, wyrwał jej się pod adresem mistrza wyrzut: – Nie rozumiem świętych, którzy nie kochają swojej rodziny!

Teresa od Dzieciątka Jezus nie bała się śmierci, bała się jednak panicznie pająków. Sama myśl o pająku przyprawiała ją o drżenie.
Potrafiła sobie praktycznie odmówić wszystkiego, marzyła jednak natrętnie o ciastku czekoladowym.

Mała Tereska wyznała kiedyś: I pomyśleć, jak ciężko mi było przez całe życie odmawiać różaniec!

…szczególne więzy łączą mnie z kilkoma Świętymi
– ze Świętą Ritą i Świętą Teresą z Avila
oraz ze Świętą Filomenką.
Sentyment też mam do Świętego Franciszka,
Świętego Tomasza Apostoła, Świętego Józefa.
Trudno wymienić wszystkich. To moi przyjaciele w Niebie.
Zawsze mogę liczyć na ich pomoc.
Są niezawodni!
Grzesiu

Święta Teresa z Avila posuwała praktyki pokutne do granic możliwości, umiała się jednak równocześnie cieszyć życiem. Lubiła sobie od czasu do czasu dobrze podjeść. Kiedyś podczas odwiedzin zajadała ze smakiem smażone kawałki słoniny, które uwielbiała. Jedna z sióstr z ironią skomentowała jej apetyt, twierdząc, że osobie duchowej nie wypada się tak opychać. Teresa odpowiedziała na to wesoło: – Chwal lepiej życzliwość twego Pana i zapamiętaj: kiedy kuropatwa to kuropatwa, a kiedy pokuta to pokuta.

W jednym z listów do O. Mariana prowincjała Dominikanów Święta Terasa z Avila napisała: Bawi mnie Ojciec mówiąc, że będzie ją znał (pewną postulantkę) od chwili, gdy ją zobaczy. Nas kobiety niełatwo poznać; spowiadacie nas przez lata, aż któregoś dnia jesteście przerażeni, jak źle nas rozumieliście. To dlatego, że kobiety same siebie nie rozumieją, gdy wyznają swoje grzechy, a wy sądzicie je po tym co mówią.
Do Ojca Gracjana powiedziała kiedyś: – Mówię Ojcu, nie trzeba wierzyć w to, co mówią zakonnice: jeśli pragną jednej rzeczy, mówią wam o tysiącu!

W Santa Fe (hiszp. Święta Wiara) stolicy stanu Nowy Meksyk (USA) znajduje się kaplica loretańska (Loretto Chapel Santa Fe), a w niej drewniane schody wiodące na chór. Mówi się o nich, że wykonał je sam Święty Józef.
Z historii wiemy, że budowę kaplicy sióstr loretanek rozpoczęto w 1872 r. Po ukończeniu budowy okazało się, że architekt nie zaprojektował schodów prowadzących na chór. Teoretycznie schody można było dobudować, ale w praktyce ze względu na bardzo małe rozmiary kaplicy nikt nie chciał się tego podjąć. Wszyscy zapraszani specjaliści sugerowali, że w takich warunkach wejście na chór może odbywać się jedynie po drabinie.
Siostry rozpoczęły nowennę do Świętego Józefa, który sam był cieślą, o pomoc w rozwiązaniu tej nieciekawej sytuacji.
Święty Józef nie dał się długo prosić. Ostatniego dnia nowenny do furty klasztornej zapukał niepozorny staruszek. Niewiele mówiąc, oświadczył że jest cieślą, że słyszał o kłopocie sióstr i chętnie im pomoże.
W ciągu kilku miesięcy tajemniczy cieśla zbudował schody, które uważane są za prawdziwe arcydzieło.
Schody są w kształcie spirali, pięknie wykonane i według praw fizyki … powinny były runąć chociażby pod ciężarem jednej osoby, ponieważ nie zawierają żadnej centralnej podpory, słupa wokół którego by się wiły, czy ściany, na której by się wspierały. Do ich budowy nie użyto ani jednego gwoździa lub kleju.
Kolejny ciekawy fakt to liczba stopni – 33 – od razu kojarząca się z wiekiem Chrystusowym oraz sam budulec. Nie wiadomo skąd cieśla wziął drewno do wykonania swojego dzieła, na pewno takie nie występuje w stanie Nowy Meksyk. Nie kupił go też u dostawcy w Santa Fe.
Dzisiejsi fachowcy są zgodni, nawet teraz, przy obecnym stanie wiedzy, przy zastosowaniu nowoczesnych narzędzi czy specjalistycznych programów można by pokusić się o wybudowanie podobnej konstrukcji z innych materiałów (stal, żelbet) ale z drewna, bez użycia gwoździ, kleju czy odpowiednich wzmocnień stalowych wykonanie podobnych schodów jest niemożliwe.
Ostatecznie po wykonaniu pracy rzemieślnik nagle zniknął, nie czekając na wynagrodzenie.
Zakonnice z Santa Fe były przekonane, że to sam Święty Józef wysłuchał ich modlitw i przybył im z pomocą.

Teresa z Avila zanotowała na zakładce, znalezionej po śmierci w jej brewiarzu, następujące myśli:
Niech nic cię nie smuci,
niech nic cię nie przeraża,
Wszystko mija, lecz
Bóg jest niezmienny.
Cierpliwością
osiągniesz wszystko;
Temu, kto posiadł Boga,
Niczego nie brakuje.
Bóg sam za wszystko wystarczy!

Teresa od Dzieciątka Jezus powiedziała kiedyś: – Gdyby święci powrócili i podzielili się swoimi wrażeniami na temat tego, co o nich napisano, bylibyśmy mocno zaskoczeni… Na pewno przyznaliby często, że nie odnajdują się w szkicowanych na ich temat portretach…