Intensywny kurs kochania

Było to w czasie Wielkiego Postu. Jeden z braci obudził innych głośnym zawodzeniem, że jest okropnie głodny i będzie musiał na pewno umrzeć. Franciszek przygotował z uśmiechem jedzenie i zaprosił wszystkich braci do udziału w uczcie, nie chcąc głodnego brata zawstydzać. Potem upomniał braci przed przesadnym postem. Powiedział: – Tak już jest, że jeden żołądek potrzebuje więcej jadła niż inne!

Wielki Post – to moja kolejna szansa, żeby przejść „intensywny kurs kochania”.
Chcę, aby moje serce stało się gościnnym domem dla Tego, Który potrafi zaspokoić najgłębsze pragnienia.
Chcę doświadczyć wspólnoty Kościoła, tej wielkiej Rodziny, która mimo swoich zranień i grzechów z prawdziwą wiarą oczekuje zmartwychwstałego Jezusa. Post, jałmużna i modlitwa to konkretne dary, które mogę dać tym, którzy potrzebują, cierpią i nie mają siły. Chcę doświadczyć daru braterstwa.
Nie ma we mnie zgody, by moje serce uśpione wygodą i obojętnością zapomniało jak kochać. Chcę podjąć wyzwanie Wielkiego Postu – ryzyko miłości.
Klaudia T.

Święta Teresa z Avila posuwała praktyki pokutne do granic możliwości, umiała się jednak równocześnie cieszyć życiem. Lubiła sobie od czasu do czasu dobrze podjeść. Kiedyś podczas odwiedzin zajadała ze smakiem smażone kawałki słoniny, które uwielbiała. Jedna z sióstr z ironią skwitowała jej apetyt, twierdząc, że osobie duchowej nie wypada się tak opychać. Teresa odpowiedziała na to wesoło: – Chwal lepiej życzliwość swego Pana i zapamiętaj: kiedy kuropatwa, to kuropatwa, a kiedy pokuta, to pokuta.

Post to dla mnie modlitwa całego ciała. Ten wysiłek podjęty w pokorze serca i ufności przynosi piękne owoce.
Basia C.

Karol Boromeusz krytykowany przez przyjaciół z powodu zbyt ostrych umartwień, powiedział: – Żeby innych obdarzyć światłem, świeca spala się sama!

Noszę w sobie bezsilną samotność, której ani przyjaciel, ani dzieci, ani żona nie wypełni… pozytywne jest to, że tam mieszka Bóg!
Ta samotność jest źródłem ogromnej tęsknoty…
Marek K.

Odtrącony przez współbraci Karmelitów, Jan od Krzyża zgłosił się na misje do Meksyku, gdzie odczuwano dotkliwy brak księży. Wysłano go do Andaluzji, gdzie miał przygotować się do zaokrętowania. Poszukał sobie miejsce w spokojnym klasztorze, mając przeczucie, że nigdy nie dobije do brzegu Meksyku. Z nieznacznej rany w nodze, którą opatrzono niedbale, wywiązała się gangrena i ogólne zakażenie krwi. Jana przeniesiono do klasztoru w Ubedzie, ponieważ tam byli lekarze. Przeor klasztoru należał jednak do grona najbardziej zażartych wrogów chorego. Znęcał się na konającym do ostatniej chwili.
Wielu przychodziło odwiedzić umierającego. Byli przekonani o jego świętości. Umarł otoczony miłością i nienawiścią. Jak przystało na świętego.

Post to dla mnie trochę tak, jakby pokazać diabłu „figę z makiem” i odwrócić się od niego w stronę BOGA. Post w moim przekonaniu rozrywa pajęczynę dyskretnych ale jednak silnych zależności, w jakie diabeł stara się nas uwikłać na co dzień. Post pokazuje mocom ciemności i kłamstwa, że są bezradne wobec woli ludzkiej nakierowanej na wolę Boga. A Bogu pokazuje, że jestem w stanie z czegoś dla Niego zrezygnować i w ten sposób zadeklarować – nie tylko słowami, ale też czynem – że chcę żyć w strefie Jego światłości i prawdy. Tak więc post jest dla mnie czynem z miłości do Pana Boga. Dlatego warto pościć!
Grzegorz H.

Teresa od Dzieciątka Jezus nie bała się śmierci, bała się jednak panicznie pająków. Sama myśl o pająku przyprawiała ją o drżenie. Potrafiła sobie praktycznie odmówić wszystkiego, marzyła jednak natrętnie o ciastku czekoladowym. Ekler był dla niej tym, czym dla Jana od Krzyża szparagi, dla Franciszka z Asyżu słodycze, dla Tomasza z Akwinu słony śledź.

Franciszek z Asyżu zmarł w wieku 44 lat. W ostatnich latach przed śmiercią cierpiał na malarię, wrzody żołądka i jelit, anemię, puchlinę wodną, reumatyzm, depresje psychiczne i bolesne zapalenie oczu. Kiedy w ostatnich latach badano jego doczesne szczątki, odkryto też wyraźne znaki niedożywienia.
W czasie gdy Franciszek pisał swój HYMN DO SŁOŃCA – być może najradośniejszą modlitwę jaką zna świat chrześcijański – cierpiał straszliwie i prawie zupełnie ślepy koczował w nędznej ziemiance. Orzeczenie lekarza, który rokował mu najwyżej parę miesięcy życia, kwitował okrzykiem
: – Bądź pozdrowiona, siostro śmierci!

Proboszcz z Ars miał własne sposoby, by uporać się z cierpieniem. Opisał je w liście do jednego z konfratrów:
Gdy się cierpi kochając, zauważy się wnet, że cierpienie przestało być cierpieniem.
Gdy się natomiast ucieka przed krzyżem, potyka się człowiek i upada pod jego ciężarem. Módl się o łaskę ukochania twoich krzyży, wtedy bowiem staną się lekkie. Wierz mi, przed kilku laty wiedziałem zbyt dobrze, co znaczy krzyż: permanentnie byłem lżony i pogardzany. Tak, miałem tyle krzyży, że ledwo umiałem je unieść. Potem modliłem się do Boga, żeby pozwolił mi je pokochać. Nagle odczułem coś w rodzaju szczęścia. Byłem szczęśliwszy niż kiedykolwiek przedtem w życiu.

Cytaty pochodzą z książki: „Święci (nie)święci” Ks. Zygmunt Podlejski