Lubię mówić Jezusowi, że Go kocham…

Lubię mówić Jezusowi, że Go kocham…
Święta Hiacynta z Fatimy

Jej ulubioną zabawą była gra w fanty. Pewnego dnia bawiliśmy się i mnie przypadło kazać jej coś zrobić. Mój brat siedział przy stole i pisał. Kazałam jej go uściskać i pocałować, ale ona odpowiedziała:
– Tego nie! Każ mi zrobić coś innego. Dlaczego nie każesz mi pocałować Pana Jezusa, który tam jest?
Na ścianie wisiał krzyż.
– Dobrze – odpowiedziałam jej – wejdź na krzesełko, zdejmij Go, przynieś tutaj, a następnie na kolanach uściskaj Go trzy razy i ucałuj: raz za Franciszka, raz za mnie i raz za siebie.
– Pana Jezusa pocałuję, ile razy zechcesz.

Była zachwycona pięknymi księżycowymi nocami. Kłóciliśmy się o to, kto z nas zdoła policzyć gwiazdy, o których mówiliśmy, że są lampami Aniołów.
Księżyc był latarnią Matki Boskiej, a słońce Pana Jezusa. Dlatego Hiacynta mówiła czasami:
– Wolę lampę Matki Bożej, bo nas ani nie pali, ani nie oślepia.
A lampa Pana Jezusa – tak.

Hiacynta tak sobie wzięła do serca ofiary za nawrócenie grzeszników, że nie opuszczała żadnej okazji, jaka się nadarzała. Spotkaliśmy kiedyś dzieci, które chodziły po prośbie. Hiacynta powiedziała:
– Dajmy tym biedakom nasz posiłek za nawrócenie grzeszników.
I pobiegła im go zanieść. Po południu powiedziała mi, że jest głodna. Było tam kilka drzew oliwkowych i dęby. Żołędzie były jeszcze niedojrzałe. Franciszek wspiął się na drzewo… Hiacynta zbierała żołędzie dębowe lub oliwki. Powiedziałam jej:
– Nie jedz tego, to bardzo gorzkie.
– Jem właśnie dlatego, że gorzkie. A tę ofiarę ponoszę za nawrócenie grzeszników.
(…)
Dzień był bardzo piękny, ale słońce bardzo prażyło i pragnienie dawało się we znaki. Początkowo ofiarowaliśmy wspaniałomyślnie tę ofiarę za nawrócenie grzeszników, ale gdy minęło południe, nie mogliśmy więcej wytrzymać. Zaproponowałam by pójść po wodę do pobliskiej miejscowości. Pewna staruszka wręczyła mi dzbanek wody i kawałek chleba, które przyjęłam z wdzięcznością i pobiegłam podzielić się z moimi towarzyszami. Dałam od razu dzbanek Franciszkowi:
– Nie chcę – odpowiedział.
– Dlaczego?
– Chcę cierpieć za nawrócenie grzeszników.
– Hiacynta, napij się ty!
– Ja też chcę złożyć ofiarę za nawrócenie grzeszników.
W rezultacie wylałam wodę w kamienne wyżłobienie, by owce mogły się jej napić…
Upał był coraz silniejszy. Koniki polne i świerszcze łączyły swe śpiewy z rechotaniem żab w pobliskim stawie. Hiacynta osłabiona głodem i pragnieniem powiedziała do mnie ze swą zwykłą prostotą:
– Powiedz świerszczom i żabom, żeby się uspokoiły, tak mnie boli głowa.
Potem zapytał się Franciszek:
– Nie chcesz ofiarować tego bólu za grzeszników?
Biedne dziecko ścisnęło głowę rączkami i odpowiedziało:
– Tak, chcę. Niech śpiewają i rechoczą.

Kiedyśmy zostali aresztowani, najbardziej cierpiała Hiacynta wskutek nieobecności rodziców. Ze łzami spływającymi po policzkach mówiła:
– Ani twoi, ani moi rodzice nie przyszli nas odwiedzić.
– Nie płacz – powiedział jej Franciszek – ofiarujemy to Jezusowi za grzeszników.
I podniósłszy oczy i rączki do nieba, zaczął mówić modlitwę ofiarowania:
– O mój Jezu, z miłości ku Tobie i za nawrócenie grzeszników.
A Hiacynta dodała:
– Również i za Ojca Świętego i jako zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi.
(…)
Postanowiliśmy razem odmówić różaniec. Hiacynta zdjęła medalik, który miała na szyi, poprosiła jednego z więźniów, aby go powiesił na gwoździu na ścianie. Uklękliśmy przed tym medalikiem i zaczęliśmy się modlić.
Więźniowie modlili się razem z nami, jeżeli w ogóle umieli się modlić; w każdym razie klęczeli. Po skończeniu różańca Hiacynta płakała.
– Hiacynto, nie chcesz złożyć ofiary Panu Jezusowi – zapytałam ją.
– Chcę, ale myślę o mojej mamie i płaczę mimo woli.

Pewnego dnia podczas swej choroby Hiacynta powiedziała do mnie:
– Tak bardzo lubię mówić Jezusowi, że Go kocham. Gdy Mu to powtarzam wiele razy, wydaje mi się, że mam ogień w piersiach. Ale nie parzę się przy tym.

Pewien żołnierz płakał jak dziecko. Otrzymał rozkaz udania się na front, a w domu zostawiał obłożnie chorą żonę i troje małych dzieci. Prosił albo o uzdrowienie żony albo o odwołanie powołania na front. Hiacynta zaproponowała mu odmówienie z nią różańca. Potem rzekła:
– Niech pan nie płacze. Matka Boska jest taka dobra! Na pewno obdarzy łaską o którą pan prosi.
I nie zapomniała o swoim żołnierzu. Kończąc różaniec zawsze jedno „Zdrowaś” odmawiała za niego.
Po kilku miesiącach zjawił się z żoną i z trojgiem dzieci, aby dziękować Matce Bożej za obie uzyskane łaski. Z powodu choroby w przeddzień wyjazdu został zwolniony ze służby wojskowej, a jego żona została cudownie uleczona przez Matkę Bożą.

Krótko przed pójściem do szpitala Hiacynta mówiła mi:
– Już niedługo pójdę do nieba. Ty tu zostaniesz, aby ludziom powiedzieć, że Bóg chce wprowadzić na świecie nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. Kiedy nadejdzie czas, żeby o tym mówić nie kryj się. Powiedz wszystkim ludziom, że Bóg daje nam łaski za pośrednictwem Niepokalanego Serca Maryi…
Ach, gdybym mogła włożyć w serca wszystkich ludzi ogień, który płonie w głębi mojego serca, i który sprawia, że kocham tak bardzo Serce Jezusa i Serce Maryi.

Któregoś dnia ktoś podarował mi obrazek Serca Jezusowego, dość ładny… zaniosłam go Hiacyncie.
– Chciałabyś ten obrazek?
Wzięła go do ręki, spojrzała z uwagą i powiedziała:
– Jest taki brzydki! Niczym nie przypomina naszego Pana, który jest taki Piękny. Ale chcę go mieć, bo to zawsze jest On.
Zawsze go miała z sobą. W nocy i w chorobie kładła go pod poduszką, aż się podarł. Całowała do często i mówiła:
– Całuję Mu Serce, gdyż Go najbardziej kocham!

Kiedy czasami wracałam z kościoła i wchodziłam do Niej, pytała mnie:
– Przyjęłaś Komunię Świętą?
Jeśli mówiłam, że tak, prosiła:
– Przyjdź tu bliżej, całkiem blisko, masz przecież Jezusa ukrytego w swoim sercu.

Kiedyś powiedziała do mnie:
– Nie wiem jak to jest. Czuję w sobie Pana Jezusa i rozumiem co mi mówi, choć Go nie widzę ani słyszę, ale tak dobrze być z Nim.

Znowu innym razem powiedziała:
– Słuchaj, wiesz co? Pan Jezus jest smutny. Pani powiedziała nam, żeby Go nie obrażać więcej, gdyż już i tak jest bardzo obrażany, ale nikt się tym nie przejmuje.

Zapytałam ją raz:
– Co będziesz robić w niebie?
– Będę bardzo kochać Pana Jezusa, Niepokalane Serce Maryi, modlić się dużo za Ciebie, za grzeszników, za Ojca Świętego, za moich rodziców i rodzeństwo, i za wszystkich ludzi, którzy mnie prosili o modlitwę.